Należy moim zdaniem zacząć od definicji samego czasownika „słuchać”. Jak podaje PWN1, „słuchać” to świadomie odbierać wrażenia dźwiękowe oraz odbierać i rozumieć czyjąś wypowiedź. Pierwsza wersja definicji jest klarowna i nie zawiera żadnej ukrytej prawdy, natomiast druga – prawdę może skrywać. Czy naprawdę rozumiemy wypowiedzi i język ciała uczniów, czy oceniamy je przez swój pryzmat? Podam klasyczny przykład dialogu przed/podczas lekcji wychowania fizycznego:
– Proszę Pana, co będziemy dzisiaj robić na WF?
– pyta dociekliwie uczeń.
Nauczyciel odpowiada z oburzeniem:
– Ile razy mam Ci powtarzać, że takich pytań się nie zadaje?
Uczeń, lekko zdenerwowany, bez słowa wycofuje się do swoich kolegów, którzy na korytarzu oczekują na dzwonek.
Pytanie jest następujące: Czy nauczyciel zrozumiał intencje ucznia? Zrozumiał, czy może wyraził tylko swoje obiekcje na temat tego pytania? No dobrze, a jeżeli dla tego ucznia lekcja wychowania fizycznego to jedyna odskocznia w szkole po nudnych zajęciach? Może lubi, kocha ruch i sport? A może ma dość siedzenia w ławce przez kilka godzin i zżera go ciekawość, kiedy będzie mógł nareszcie zrobić coś innego? A może jest po prostu dzieckiem, które jest czegoś nowego ciekawe (co jest naturalne)? W odpowiedzi dostaje reprymendę od sfrustrowanego tym pyta niem nauczyciela. No bo po co się w ogóle tym ciekawić?2 I w tym – moim zdaniem – tkwi różnica między słuchaniem a ocenianiem wypowiedzi.
Ocenianie jest o wiele prostszym sposobem odpowiedzi niż samo słuchanie. Można powiedzieć, że ze względu na nasz – w porównaniu do innych stworzeń na świecie – rozbudowany mózg (co nie oznacza, że musi być najmądrzejszy), prędzej wystawimy komuś notę niż go spróbujemy zrozumieć (możliwe, że stąd ta wielka sympatia dla zwierząt w ostatnim czasie).
[ . . . ]